Pierwszy, który kupiłam a chwilę później straciłam w dość zabawnych okolicznościach (nie, nie stłukł się). Po jego drugi egzemplarz udał się specjalnie sąsiad Ryszardo pod sam zamek w Nantes. 32 - stopniowy upał, korki nieobotyczne i presja czasu. A on nie mówiąc współtowarzyszom niedoli, co jest celem tej mozolnej wycieczki (40 km w jedną stronę) jechał po... naparstek dla mnie. Ładny egzemplarz z metalowym herbem był najdroższym przywiezionym z Francji naparstkiem. Pod każdym względem. Dostałam go od R. dopiero po tygodniu :)